Już drugi rok z rzędu Muzeum Regionalne im. A. Kaubego w Wolinie świętuje Dzień Kobiet promując wolińskie bohaterki. W 2021 roku Muzeum rozpoczęło cykl „Wolinianki”, w którym przygląda się życiorysom i postawom współczesnych wyspiarek, które swoją działalnością zapisują się na kartach historii regionu. Poprzedni rok należał do Wandy Peplińskiej – autorki słynnej karczmy na wyspie wikingów i Katarzyny Woroniak, budującej satelity w jednej z europejskich firm branży kosmicznej. W tym roku do tak wyjątkowego grona dołączyła Bożena Barańska prowadząca Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Warnowie.

O Bożenie Barańskiej – tegorocznej bohaterce:

Ci z Was, którzy kiedykolwiek znaleźli się w sytuacji organizowania pomocy dla dzikiego zwierzęcia w Wolinie, z całą pewnością natknęli się na to nazwisko. Państwo Barańscy przez ostatnie sześć lat prowadzili Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Warnowie. Dziś cały trud tej działalności spoczywa na kobiecych barkach Pani Bożeny.

Nasza bohaterka pochodzi z Warcina w województwie pomorskim (powiat słupski). Tam też poznała swojego męża, który był uczniem technikum leśnego. Pan Piotr urzekł ją przede wszystkim tym, co dla niej samej było od dzieciństwa najważniejsze – miłością do zwierząt. Przez kolejne osiemnaście lat mieszkali w Złocieńcu. Wkrótce jednak sytuacja na rynku pracy zmusiła ich do poszukiwania nowego miejsca dla swojej rodziny. W 1999 roku mąż Pani Bożeny zaczyna pracę w Wolińskim Parku Narodowym. Rok później przeprowadzają się na wyspę Wolin razem z trójką dzieci. Pani Bożena podejmuje pracę w biurze turystycznym w Międzyzdrojach. Szybko jednak jej pasja do przyrody daje o sobie znać.

Swoje dzieciństwo określa jednym zdaniem – „spędziłam je wśród zwierząt”. Od dziecka zaprzyjaźniała się z nimi i brała pod swój dach. Rodzice nie posiadali dużego gospodarstwa, a jedynie hodowali zwierzęta na swoje własne potrzeby. Zawsze wybierała co najmniej jednego pisklaka i nadając mu imię wprowadzała do rodziny. Zwierzęta gospodarskie dożywały w ten sposób, u jej boku swoich ostatnich dni.

Po przeprowadzce Państwo Barańscy zamieszkali w Warnowie. Zajmowali się pracą i dziećmi. Cała przygoda zaczęła się od dwóch wymagających pomocy puszczyków. Nie zastanawiali się ani chwili. Po nich były małe dziki i łania. Zdrowe zwierzęta odchodziły, ale ciągle pojawiały się nowe, potrzebujące pomocy. Na założenie oficjalnego ośrodka namawiał ich ówczesny burmistrz Kamienia Pomorskiego – Bronisław Karpiński. Dwa lata zajęło kompletowanie dokumentów, dzięki którym oficjalnie powołano do życia Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Warnowie.

Praca ze zwierzętami jest jej jedyną pasją. Dziś wie już, że oddała się temu całkowicie. Priorytetem zawsze było i jest dobro zwierzęcia i uniknięcie jego cierpienia. Czasem oznacza to mozolny proces leczenia, a czasem eutanazję. Wszystko koncentruje się na naprawianiu błędów ludzi. Naszej niewiedzy, lekkomyślności czy braku edukacji. Ofiarami często stają się zwierzęta, które przez likwidowanie ich naturalnych siedlisk czy ludzką ciekawość lub niewiedzę, coraz częściej obierają kurs kolizyjny z człowiekiem. W tym równaniu zawsze znajdują się na przegranej pozycji. Jest to zapewne jeden z powodów dla, których Pani Bożena nie umie powiedzieć „nie” i zdarza jej się przyjmować „nadprogramowe” zwierzęta – spoza jej rejonu działania, lub na granicy możliwości ośrodka. Zwyczajnie nie potrafi przejść obojętnie. Podczas interwencji nigdy nie obawiała się zwierząt i zdaje się, że i one nigdy nie obawiają się jej.Jak twierdzi sama zainteresowana jest to kwestia pewności z jaką podejmuje działania i dobrych intencji, które nią kierują.

Jedną z ważniejszych zasad tej działalności jest uniknięcie oswojenia pacjenta. Czasem jest to jednak niewykonalne. Kiedy Pani Bożena musi wejść w bezpośredni kontakt z karmionym zwierzęciem – sytuacja komplikuje się. Taki osobnik już zawsze będzie szukał kontaktu z człowiekiem i jest to dla niego największe zagrożenie. Dlatego część z nich zostaje w ośrodku do końca swojego życia. Część znajduje nowe domy w rezerwatach czy parkach. Łania Majka, żyjąca na żubrowisku do dziś, po wielu latach wciąż reaguje na wołanie i słysząc Panią Bożenę, przychodzi się przytulić. Tęsknota dotyka nie tylko zwierzęta, ale również ich opiekunkę. Najbardziej brakuje jej tych, które zmuszona była oswoić i być z nimi w bliskim kontakcie. Łabędź Kubuś, koziołek Maks czy małe dziki. Każdy oswojony rezydent otrzymuje imię i staje się częścią rodziny. Każde takie rozstanie jest trudne dla obu stron. Ptaki, które po amputacjach skrzydeł nie mogą odlecieć ze swoimi stadami cierpią, a z nimi Pani Bożena. Jedyne co może zaoferować bezskrzydłemu Wojtkowi to bezpieczeństwo i opiekę do końca jego życia.

Brak kwalifikacji medycznych nie przeszkadza jej uczestniczyć w operacjach swoich podopiecznych. Czasem pomaga weterynarzowi, a czasem udziela wsparcia emocjonalnego ratowanemu zwierzęciu. Bierze pełną odpowiedzialność za ich stan i dobrobyt na każdym etapie leczenia.

Wypuszczanie na wolność nieoswojonych rezydentów ośrodka zawsze wiąże się dla Pani Bożeny z płaczem. Z jednej strony przepełnia ją szczęście, z drugiej obawa o uratowane istnienie. Wszystko pomieszane z dużą ilością wzruszenia, które po wielu latach pracy i setkach wyleczonych zwierząt wciąż jej towarzyszy. Jak sama mówi dla swoich podopiecznych staje się nadopiekuńczą „mamcią”, która zawsze martwi się o zawartość ich żołądków i ich dalsze losy na wolności. Czy nie są głodne, czy są wystarczająco dzikie, aby poradzić sobie z wymaganiami samodzielnego życia? Dlatego jeszcze przed rozstaniem uczy je, że zawsze mogą wrócić i znaleźć pod warnowskim niebem pomoc w postaci posiłku. Pomoc, która nie ustaje dopóki zwierzę zupełnie się nie usamodzielni.

Przez te lata Pani Bożena i jej mąż stanowili jedną drużynę, opiekując się skrzywdzonymi zwierzętami z wyspy Wolin. Nie przeszkodziła im ani choroba Pani Bożeny, ani choroba Pana Piotra. Niestety w 2021 roku odchodzi Pan Piotr, co komplikuje również sytuację ośrodka. Widmo zamknięcia działalności jest dla naszej bohaterki nie do przyjęcia. Kiedy wreszcie dostaje ministerialną decyzję o przepisaniu placówki na jej osobę jest najszczęśliwsza na świecie. Do pełni samodzielności brakuje jej tylko prawa jazdy. W niespełna dwa tygodnie robi kurs i zdaje egzamin. Jak sama mówi ten trudny czas mogła przejść dużo gorzej. Po trzydziestu ośmiu latach wspólnej z mężem pracy na rzecz ratowania dzikich zwierząt, to one wreszcie miały szansę odwdzięczyć się Pani Bożenie. Obcowanie z nimi uspokoiło ją i pozwoliło przetrwać ten wymagający czas. Miłość do zwierząt udaje jej się przekazać również swoim dzieciom. Dziś największym wsparciem w pracy jest syn i kilkuletnia wnuczka, która mimo młodego wieku wytrwale uczestniczy w opiece nad pacjentami ośrodka.

Dzięki determinacji Pani Bożeny ośrodek wciąż działa i jest całym jej życiem. W sezonie, kiedy interwencji przybywa wraz z niefrasobliwymi turystami, nieraz musi wszystko rzucić i jechać w teren. Na szali życie i zdrowie dzikich zwierząt. W ostatecznym rozrachunku nie pojawiają się jednak żadne trudności, a jedynie niezliczona ilość przyjemności jakie daje ta praca. Nikt tu nie narzeka. Nawet bliscy sąsiedzi muszący się mierzyć z codziennym krzykiem stada mew. Żartobliwie mówią, że wreszcie czują, że mieszkają nad morzem.

Ośrodek nigdy nie zabiegał o wsparcie finansowe z zewnątrz. Dobre funkcjonowanie zapewniały mu umowy z Gminami Wolin i Międzyzdroje. Ostatnie wydarzenia w życiu Pani Bożeny mocno ograniczyły plany rozwoju ośrodka. Chętni, chcący docenić tą niezwykłą działalność mogą przekazywać darowizny co w przyszłości umożliwi rozbudowę woliery i lepsze warunki dla większej ilości pokrzywdzonych zwierząt takich jak lis, jenot, borsuk, kuna, wiewiórka i różne gatunki ptaków, które będą miały pecha zetknąć się z człowiekiem i szczęście trafienia pod skrzydła Pani Bożeny.

Wystawę prezentującą „Wolinianki” zobaczyć można w holu Zespołu Szkół Ponadpodstawowych w Wolinie. O Bożenie Barańskiej i zeszłorocznych „Woliniankach” przeczytacie na fanpage’u  Muzeum: https://www.facebook.com/Muzeum.Wolin