Od stycznia rachunki za prąd wzrosną średnio o 24% a za gaz o 54% informuje Urząd Regulacji Energetyki. Znacząco wpłynie to na zasobność portfeli Polaków. Prąd może zdrożeć jeszcze bardziej, jeśli polskie władze zrealizują swój plan wspierania górnictwa.

Nowy Rok przywita nas podwyżkami cen. Najwyższa inflacja od 20 lat, rosnące ceny żywności, paliwa, energii elektrycznej, gazu ziemnego i wszechobecna drożyzna stają się ogromnym problemem dla Polaków. Z pomocą ma przyjść wprowadzona przez rząd tarcza antyinflacyjna, jej wpływ będzie jednak jedynie krótkofalowy. Czy możemy obawiać się dalszego wzrostu cen energii?
Tak. Ważnym powodem jest powolny rozwój odnawialnych źródeł energii i opóźnianie wycofania węgla w Polsce. W 2020 r. nasz kraj wytwarzał 70% energii elektrycznej z węgla i odpowiadał za 30% produkcji w całej UE. Polityka Energetyczna Państwa do 2040 r. zakłada, że w 2030 r. wciąż 37-56. energii elektrycznej będzie produkowane z węgla. Co więcej, rząd zamierza utrzymywać elektrownie i kopalnie do 2049 r. (a przynajmniej tak oficjalnie deklaruje). Jednocześnie w najbliższych latach ceny uprawnień do emisji CO2, które dziś sięgają już 90 euro, będą dalej rosnąć. Tylko do 2030 r. mogą zwiększyć się trzykrotnie, a w następnych latach emitowanie napędzającego zmianę klimatu dwutlenku węgla będzie kosztować jeszcze więcej. Jeśli Polska zrealizuje swój plan wspierania węgla, będziemy skazani najprawdopodobniej na kolejne podwyżki cen energii.

Szymon Bujalski, reprezentujący projekt Bełchatów 2050 zauważa, że inwestowanie w odnawialne źródła energii może przyczynić się do zahamowania i w późniejszym okresie spadku cen energii. „By ceny energii były na stałym poziomie, a nawet malały, należy szybko inwestować w energię wiatrową czy słoneczną. Wiąże się to z procesem sprawiedliwej transformacji, który zostanie przeprowadzony w regionach, w których dziś działają kopalnie i zatrudnieni są górnicy” – wyjaśnia Bujalski. „Warto zaznaczyć, że w umowie koalicyjnej nowo powstałego niemieckiego rządu zawarto cel całkowitego odejścia od węgla do 2030 r. W takiej sytuacji Polska będzie odpowiadała za 63% unijnej produkcji energii z „czarnego złota”. Jeśli faktycznie nowy niemiecki rząd zrealizuje swój postulat, Polska stanie się węglowym skansenem. Mieszkańcy i przedsiębiorcy odczują to między innymi po rosnących cenach prądu produkowanego w tak dużym stopniu z węgla” – dodaje Bujalski.

Sama elektrownia w Bełchatowie odpowiada za ponad 30 mln ton emisji dwutlenku węgla rocznie i jest największym trucicielem atmosfery w całej wspólnocie europejskiej. Polska jest zaś jedynym krajem w Unii Europejskiej, który chce wykorzystywać węgiel jeszcze w latach 40.

„Wszystko jest tak naprawdę w rękach rządzących. Jeśli plany odejścia od węgla nie zostaną zmienione, będziemy musieli przyzwyczaić się do regularnych podwyżek cen prądu – kończy Szymon Bujalski.