Rząd już pracuje nad tzw. podatkiem od smartfona. Rzecznik rządu zapowiedział, że jest „zielone światło” na wprowadzenie nowej opłaty. Jeśli ustawa wejdzie w życie, nie tylko ceny urządzeń wzrosną, polskie firmy, które ten sprzęt dystrybuują, zaczną upadać albo wyprowadzać się za granicę.

Podatek od smartfona jest już w zasadzie przesądzony. Rzecznik rządu Piotr Müller zapowiedział, że Rada Ministrów zajmuje się projektem. Ten zapowiadany jest od dawna, został nawet wpisany do programu wyborczego PiS. Problem w tym, że prezydent Andrzej Duda obiecał, że go nie podpisze. Jaki będzie skutek wprowadzenia opłaty od smartfonów, tabletów, laptopów i telewizorów smart?

Sumując VAT i opłatę reprograficzną, polska elektronika stanie się jedną z najdroższych w regionie. Dlatego też klienci sprzęt zaczną kupować za granicą – choćby w Czechach czy Niemczech, bo będzie taniej. W przypadku 6-proc. opłaty reprograficznej (to założenia z projektowanej ustawy), liczonej od kwoty brutto, będziemy mieli do czynienia z taką samą sytuacją, jakbyśmy podnieśli VAT na elektronikę do 30 proc.

Wicepremier i minister kultury Piotr Gliński, którego resort jest odpowiedzialny za prace nad podatkiem od smartfona, twierdzi, że ceny urządzeń nie wzrosną, bo poniosą je przedsiębiorcy.  Pieniądze z opłaty reprograficznej mają pomagać artystom w złej sytuacji finansowej. Artystom zawodowym, a więc rząd – określając to ustawowo – będzie decydował, kto takim artystom zawodowym jest. Środki mają trafiać w głównej mierze na konto ZAIKS.