Ministerstwo zdrowia szacuje, że jeśli kolejny tydzień będzie przebiegał w podobny sposób, „będzie to oznaczało, że maksymalny pułap zakażeń, który prognozowany był na koniec listopada, pojawi się już w październiku”.

– Jeśli już teraz zbliżamy się średnio do 5 tys. zachorowań dziennie, to pod koniec miesiąca może to być już 7 tys. w ciągu doby – jeżeli nie więcej – ostrzega minister. I dodał, że działania rządu będą zależeć od tego, jak się będzie rozwijała sytuacja, a przesądzi o tym najbliższych siedem dni.

– Jeśli będziemy na koniec października na średnim poziomie powyżej 7 tys. zachorowań w ciągu doby, to trzeba będzie zastanowić się, czy nie podjąć jakichś bardziej restrykcyjnych kroków – zaznaczył minister zdrowia. – Ani ja, ani premier, nie planowaliśmy wprowadzania obostrzeń w sytuacji, gdyby realizował się założony wcześniej scenariusz przebiegu czwartej fali pandemii, czyli 5 tys. zakażeń dziennie na koniec miesiąca. Decyzje będą zapadać na początku listopada.

Na pytanie, czy rząd planuje wprowadzenie w Polsce nauki zdalnej, minister odpowiada:

– To akurat jest wykluczone. Nie ma takiego planu, szkoły pozostaną otwarte. Oczywiście, w razie konieczności, pojedyncze placówki będą czasowo przechodziły na nauczanie zdalne, inne na hybrydowe, ale co do zasady – dzieci będą uczyły się stacjonarnie –powiedział minister.

Zdaniem ministra w przypadku ewentualnych obostrzeń, wiele przemawia za regionalizacją.

– Zwłaszcza, że widać duże rozwarstwienie – przyznaje szef resortu zdrowia. – W tej chwili – jak już mówiliśmy – wschód Polski, a zwłaszcza dwa województwa – podlaskie i lubelskie – bardzo odstają pod kątem zakażeń. Kwalifikując dany region do konkretnej strefy bezpieczeństwa epidemicznego będziemy się kierować nie tylko liczbą zakażeń na 100 tys. mieszkańców, ale także poziomem wyszczepienia, no i oczywiście obłożeniem szpitali oraz możliwością dalszego budowania buforu łóżek.