Niestety Polacy nie zdobyli medalu w sobotnim indywidualnym konkursie MŚ w Innsbrucku. Najbliżej podium był Kamil Stoch, który zajął 5. miejsce. Mimo niepowodzenia, naszych jak zwykle dzielnie wspierali kibice z Kamienia Pomorskiego. Złoto, fenomenalnym drugim skokiem na 135,5 metra zapewnił sobie Markus Eisenbichler.

Na ten dzień czekaliśmy od początku bieżącego sezonu. Od listopada i inauguracji Pucharu Świata w Wiśle Polacy niemal co tydzień, swoimi wynikami, dawali nam powody do radości. Regularnie na pucharowym podium po konkursach indywidualnych stawali Kamil Stoch, Dawid Kubacki czy Piotr Żyła. Tym samym doszło do sytuacji, że po raz pierwszy w historii realnie aż od trzech naszych skoczków mogliśmy oczekiwać, że na najważniejszych zawodach w sezonie włączą się do rywalizacji o medale. Oczywiście największe nadzieje pokładane były w Kamilu Stochu, który przed MŚ potrafił wygrywać konkursy w Oberstdorfie i Lahti.

Skoki naszych reprezentantów w premierowej kolejce nie były złe. Trafili jednak na bardzo dobre warunki (dość mocny wiatr pod narty) i żeby liczyć się w walce o medale, musieli zdecydowanie skoczyć powyżej 130. metra. Aż tak daleko jednak nie polecieli. Walka o medale była fenomenalna i rozgrzała kibiców do czerwoności. Rywalom nie dał szans Markus Eisenbichler. W finale Niemiec poszybował aż na 135,5 metra. Otrzymał sporo punktów za styl i został mistrzem świata. Lider z półmetka, Kilian Peier, nie był w stanie odpowiedzieć już tak dalekim skokiem. Uzyskał ostatecznie 129,5 metra i wywalczył brąz, co i tak dla Szwajcara jest wielkim sukcesem.