Certyfikat jakości dla najbezpieczniejszych salonów piękności oraz wyśrubowane wymogi. Główny Inspektor Sanitarny  i resort zdrowia przygotowują kij i marchewkę dla firm usługowych zajmujących się poprawianiem urody.

– Rośnie liczba zagrożeń będących efektem nonszalanckich zachowań w salonach tatuażu i kosmetycznych, co prowadzi do wzrostu liczby zakażeń. Chcemy temu zapobiec – tłumaczy szef Głównego Inspektoratu Sanitarnego Jarosław Pinkas. GIS rusza z akcją „Nie trać zdrowia dla urody”, w ramach której mają być przyznawane specjalne certyfikaty z obrazkiem żaby tym salonom, w których nie dochodzi do powikłań.

Oprócz tego ruszą akcje edukacyjne. Resort zdrowia też chce wprowadzić przepisy, w których określi, jakie narzędzia mogą być stosowane w gabinetach. Można będzie stosować wyłącznie „czyste i technicznie sprawne wyroby oraz narzędzia, w stopniu zapewniającym ochronę przed szerzeniem się zakażeń i chorób zakaźnych”. Co to znaczy? Że muszą być one sterylne, jeśli ich stosowanie narusza lub może naruszyć ciągłość tkanek ludzkich lub wiąże się z kontaktem z błoną śluzową. Dlatego konieczne ma być poddawanie ich dekontaminacji w sterylizatorach parowych we własnym zakresie lub w zewnętrznej firmie. Przy okazji kontroli będzie może zażądać dokumentacji dotyczącej sterylizacji.

Ministerstwo chce też prawnie uregulować rynek medycyny estetycznej. Zastanawia się nad jej włączeniem do katalogu umiejętności lekarskich. To oznacza, że zabiegi związane z ingerencją w tkanki powłok skórnych będą mogły być wykonywane wyłącznie przez lekarzy jako przedstawicieli grupy zawodowej legitymującej się specjalistycznym zakresem wiedzy teoretycznej i praktycznej.