Prawdopodobnie w czerwcu poznamy projekt ustawy wiatrakowej. Zgodnie z zapowiedziami, wiatraki będą mogły stawać pół kilometra od zabudowań, ale w ustawie są też inne ważne regulacje dotyczące OZE.

Pierwszy w tej kadencji projekt liberalizujący stawianie siłowni wiatrowych na lądzie zaliczył falstart. Zgłoszony na początku kadencji jako uzupełnienie koalicyjnego projektu poselskiego przedłużającego zamrożenie cen energii do końca roku przepadł w atmosferze zarzutów o lobbing. Krytykowany wtedy był pomysł wprowadzenia dystansu siłowni wiatrowych od zabudowań na podstawie poziomu hałasu, co miało prowadzić do tego, że mógł on wynosić nawet poniżej 400 m.

Najważniejszy pakiet przepisów dotyczy zmniejszenia dozwolonej odległości siłowni wiatrowych od budynków mieszkalnych. Ustawa ma ostatecznie znieść zasadę 10h, czyli stawiania takich wiatraków w odległości równej ich dziesięciokrotnej wysokości, a także wyłom, jaki w tej zasadzie uczynił rząd PiS, dając możliwość skrócenia dystansu do 700 m. Projekt, zgodnie z zapowiedziami, proponuje 500-metrowy dystans.

Według autorów zmiana odległości do 500 m pozwoli na uwolnienie 32 500 km kw. pod instalacje OZE, co stanowi zwiększenie dopuszczalnego obszaru aż o 44 proc. Daje to możliwość zbudowania siłowni o mocy 10 GW do roku 2030, natomiast gdyby utrzymać obecne zasady, byłoby to zaledwie 4 GW. Otwiera się możliwość podwojenia obecnie zainstalowanych mocy.

Autorzy projektu zwracają uwagę, że jeśli chodzi o negatywne oddziaływanie sąsiedztwa siłowni, to analizy wykazały, że na dystansie 500 m hałas nie powinien przekroczyć 45 dB. Taka odległość gwarantuje także, że nie będą odczuwane wibracje.