W Muzeum Regionalnym w Wolinie, w Dniu Kobiet powitano nową postać w gronie „Wolinianek”. Dziś zapraszamy do lektury tych, którzy nie mogli uczestniczyć we wczorajszym spotkaniu. Drodzy mieszkańcy, sympatycy Wolina poznajcie Anię.

Pierwszy raz stajemy przed tak trudnym zadaniem streszczenia Wam informacji o tegorocznej Woliniance. Z każdą udzieloną przez naszą bohaterkę odpowiedzią pojawiają się nowe pytania, pączkują nowe wątki, mnożą się kolejne dziedziny i piętrzą informacje. Ciężko tak nietuzinkową osobowość opisać jednym słowem. Najprościej będzie nazwać ją artystką, choć i to wydaje się niewystarczająco pojemne określenie. Jak sama mówi, rodzice nigdy nie przypuszczali tak zawrotnej kariery naukowej w jej wykonaniu. Fala poniosła ją jednak daleko od rodzinnego miasta, dającego solidny fundament i niezliczoną bazę inspiracji. Katowice, Nowy Jork, Paryż, San Francisco i… Wolin. Tak rysuje się dzisiejsza mapa Ani i każde z tych miejsc jest równie ważne.

Ania Malinowska – Wolinianka od urodzenia (rocznik 1979). Badaczka, naukowczyni, pisarka, poetka… I wiele, wiele więcej… Ania całe swoje dzieciństwo spędziła w Wolinie. Kolejne etapy edukacji, od żłobka aż do liceum, odbyła właśnie na wyspie. Jako młoda dziewczyna wypożyczała w bibliotece Historię Słowian Zachodnich i Południowych Jerzego Skowronka, Mieczysława Tanty i Tadeusza Wasilewskiego, którą bibliotekarka zawsze przynosiła dla niej z magazynu, mówiąc że „nikt już tego nie wypożycza”. Z niewytłumaczalnym zaangażowaniem pochłaniała archeologiczne opracowania wydawane przez Polską Akademię Nauk. Kręciła się w okolicy wykopalisk i z uporem maniaka orbitowała wokół postaci ówczesnego dyrektora Muzeum – Andrzeja Kaubego, który akurat instruował wolińską młodzież przed udziałem w pierwszym Festiwalu Wikingów. Jako dziesięciolatka, zamiast do kościoła, w tajemnicy wybierała się samotnie na Wzgórze Wisielców. Po latach będzie pisać książkę, której akcja zaczyna się dokładnie w tym miejscu.

Swoją edukację kontynuowała w Poznaniu. Pomimo dobrych wyników w nauce nie udało się jej dostać na wymarzoną skandynawistykę na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, a na swoją „niewymarzoną” anglistykę dostała się dopiero za drugim razem. Na studia drugiego stopnia przeprowadza się do Sosnowca. Po ich ukończeniu planuje zostać nauczycielką. Ani myśli o karierze naukowej, choć jako wzorowa studentka dostaje propozycję robienia doktoratu. Odrzuca ją jednak, by w pełni skupić się na roli żony i matki dwóch synów.

W 2009 roku, jak sama mówi, postanawia „robić rzeczy”. Pisze artykuły do „Krytyki Politycznej” i uczy angielskiego na Śląskiej Akademii Medycznej (obecnie Śląski Uniwersytet Medyczny w Katowicach). Kiedy jej młodszy syn ma półtora roku, postanawia wskoczyć na swoją „falę” i otwiera przewód doktorski na Uniwersytecie Śląskim z myślą o pracy dydaktycznej na uczelni. Pisze dysertację o kampie i Susan Sontag. Stopień naukowy doktora otrzymuje już dwa lata później. Jej szalone zawodowe pomysły opłacają się nie tylko jej samej. Podejmuje bowiem tematy i realizuje plany, o których inni nie zdążyli jeszcze pomyśleć. Ta umiejętność pozwala jej zdobywać liczne granty naukowe i zagraniczne kontrakty dla swojej uczelni. W życiu prywatnym także dokonuje zmian i – jak sama mówi – „szczęśliwie rozwodzi się po 20 latach związku”. W 2017 roku po raz pierwszy aplikuje o stypendium Polsko-Amerykańskiej Komisji Fulbrighta (Senior Research Award) i ku swojemu zaskoczeniu – zdobywa je. To moment przełomowy w jej karierze, ale także ciężki czas rozłąki z synami. Ekspresowo sprzedaje mieszkanie, zostając z kilkoma kartonami najpotrzebniejszych rzeczy. Rok później wyjeżdża na stypendium do Nowego Jorku, w ramach którego prowadzi badania na Uniwersytecie The New School, ale co ważniejsze – przeżywa przygodę swojego życia.

Jest naukowczynią, matką i nie obawia się sięgnąć po więcej. Zdobyte stypendium pomaga jej odkryć pełen wachlarz swoich talentów. W rozmowie z nami Ania przywołuje radę swojego przyjaciela: „możesz być wszystkim, czym tylko chcesz – i tym wszystkim naraz”. Słowa te zadziałają na nią jak zaklęcie, a pobyt w USA ostatecznie i skutecznie wyleczy ją z ciągłego poddawania się presji oraz ograniczania swojego potencjału.

W Nowym Jorku wydaje opowiadanie The Island for the Lost, którego akcja rozgrywa się w Wolinie. To zresztą nie jedyna publikacja na jej koncie. Publikowała w wiodących wydawnictwach naukowych i współpracowała z naukowcami w kraju i na świecie. Jest autorką monografii habilitacyjnej Love in Contemporary Technoculture (Cambridge University Press 2022), a także współredaktorką publikacji Media and Emotions (De Gruyter 2017), The Materiality of Love (Routledge 2018), Technokultury Miłości („Teksty Drugie”, nr 5/2019), a także Data Dating: Love, Technology, Desire (Intellect 2021). Przedpremierowo jej prace recenzuje siostra i synowie, którzy często wdają się z nią w polemikę.

Pisać lubi, ale od dziecka odczuwała też silna potrzebę wyrazu artystycznego, czego wczesnym dowodem miały były liczne przeróbki akcesoriów odzieżowych swojej mamy. W 2020 roku wraz z artystką Polą Dwurnik wydaje tom poetycki Unhappy Ending. Poems for the Broken/Hearted, czego następstwem jest koncert obu artystek, na który bilety wyprzedają się w kilka godzin. Wokalna przygoda nie była jedynym artystycznym przystankiem. Rok później ukazała się jej debiutancka powieść popfeministyczna Plan B, będąca humorystycznym podsumowaniem jej doświadczeń rozwodowych. Po powrocie z Nowego Jorku przeżywa kryzys naukowy. Mierzy się z myślą zrezygnowania z pracy na uczelni, z czym radzi sobie jednak na swój własny sposób. Następstwem jest eksperymentalny projekt Textrapolations, zajmujący się neodadaistycznym podejściem do tekstu i aktu pisania. W wyniku wymyślonego rytuału Ania dokonuje aktu przemocy na swoich książkach, by z ich strzępków złożyć 111 epigramów. Efekty tego działania publikuje w mediach społecznościowych.

W pracy naukowej zajmuje się semiotyką uczuć, zwłaszcza miłości (bada w jaki sposób uczucia są utrwalone w kulturze). Jak twierdzi, „miłość to jedyna magia, do jakiej mamy dostęp, a więc to miłość jest najważniejsza”. Zajmuje się także cyfrową humanistyką i posthumanizmem. Jest krytyczką i badaczką kultury. Wyniki jej prac to studia synchroniczne, pozwalające analizować sytuację w jakiej znajdujemy się obecnie. Pomaga to lepiej projektować przyszłość, przewidywać problemy i szukać ich rozwiązań jeszcze zanim one na dobre się rozwiną. Sztucznej inteligencji nie postrzega jako wyjątkowego wynalazku człowieka, a bardziej jako właściwość fizyczną wszechświata, którą udało się ludzkości wydobyć. W pracy z robotami najbardziej lubi przebywać w ich obecności, dlatego z trudem obserwuje eskalującą niechęć wobec maszyn kreowaną polityką strachu.

Jak sama mówi: „pomaga mi, że nie biorę siebie zbyt poważnie. Ufam sobie. Jestem dziewczyną z sennej osady na wodzie. Nie muszę nic nikomu udowadniać”. Rodzinne miasto stało się istotną częścią jej tożsamości i przewija się w jej życiu z dużą siłą. Mitologia, fakty i wiedza, którą nasiąknęła jako dziecko, wraca i odnajduje ją w różnych dziedzinach jej działalności, tworząc niemalże niemożliwą mieszankę ezoteryki i nauki. Ona sama obserwuje Wolin z różnych, wydawałoby się atrakcyjniejszych punktów geograficznych i przyznaje, że z dużym zaciekawieniem obserwuje jak jej synowie odkrywają wyspę taką, jaką ona pamięta ze swojego dzieciństwa. Wciąż uwielbia tu wracać, bo choć jest w ciągłym ruchu między kontynentami, równolegle ciągle nad czymś pracując, to właśnie w Wolinie wszystkie jej teksty i projekty zyskują ostateczny szlif. Wizyta w rodzinnym domu pozwala Ani wyciszyć się, „naładować baterie” i zadbać o higienę pracy. Nie ukrywa, że w przypadku powstającej właśnie powieści o Wolinie będzie podobnie. Szkic do tej mrocznej, kryminalnej książki powstaje podczas jej dalekich podróży. Ania wzięła na warsztat pewną wolińską historię, zasłyszaną od znajomego. Pisze ją z wielką tremą, ale także ulgą. Ma za sobą już pierwsze rozmowy z potencjalnymi wydawcami. W planach – wizyta w Wolinie, gdzie w akompaniamencie obowiązkowych punktów programu (spacerów, grubej pierzyny, rozmów z rodzicami i śledzia w śmietanie) powstanie ostateczny kształt książki, którą przy dobrych wiatrach uraczy nas już w przyszłym roku. Tych niezwykłych historii Ania ma jeszcze sporo w rękawie. Nic dziwnego, że marzy jej się seria wyspiarskich powieści. „To Wolin mnie wybrał” – twierdzi Ania i nie możemy się oprzeć przekonaniu, że to był bardzo dobry wybór, Drogi Wolinie. Zaciekawieni? Zachęcamy do zapoznania się z pracami Ani.

Publikacje:
https://silesian.academia.edu/AniaMalinowska
Wiersze:
http://artpapier.com/index.php?page=artykul&wydanie=189…
Projekty:
https://www.instagram.com/textrapolations/?hl=en

The Unhappy Ending Project


https://www.empik.com/plan-b-malinowska-anna,p1273007480…

CCTS

NEST Project

źródło:
Muzeum Regionalne w Wolinie