Choć mamy końcówkę września, pogoda w ostatnich dniach nie rozpieszcza. Temperatury w nocy spadają do kilku stopni Celsjusza, a ranki witają mieszkańców chłodem i wilgocią. Tymczasem w wielu wspólnotach mieszkaniowych kaloryfery wciąż pozostają zimne.

Do naszej redakcji napływają sygnały od zaniepokojonych lokatorów. – Okna są wilgotne, w łazienkach na kaflach osadza się grzyb, a po kąpieli trudno ogrzać mieszkanie. Dzwoniłam już do zarządców z prośbą o interwencję, ale bez rezultatu pisze jedna z mieszkanek regionu.

Mieszkańcy przypominają, że jeszcze w maju grzejniki były gorące, mimo że na zewnątrz panowały już wiosenne temperatury. – Może gdyby wtedy oszczędzano, to teraz można by było włączyć ogrzewanie wcześniej, choćby w połowie wrześniadodaje nasza rozmówczyni.

Problem z rozpoczęciem sezonu grzewczego powraca co roku. Zarządcy tłumaczą się zazwyczaj koniecznością oszczędności oraz wysokimi kosztami energii. Tymczasem lokatorzy obawiają się nie tylko o komfort życia, ale i o zdrowie – szczególnie w mieszkaniach, gdzie pojawia się wilgoć i pleśń.

Za co płacimy? Czy włączenie choćby minimalnego ogrzewania naprawdę byłoby tak wielkim obciążeniem? pyta retorycznie jedna z mieszkanek.

Choć przepisy nie określają sztywnej daty rozpoczęcia sezonu grzewczego, przyjęło się, że ogrzewanie powinno być uruchamiane, gdy przez kilka dni z rzędu temperatura powietrza na zewnątrz spada poniżej 10 stopni. Wiele wskazuje na to, że ten moment właśnie nadszedł.