Rząd postanowił pozbyć się firm pożyczkowych z rynku. Przyjęte wczoraj, bez konsultacji, nowe reguły gry spowodują, że biznes chwilówkowy przestanie się opłacać.

Przy pożyczkach na 14, 30 czy 60 dni firmy nie zarabiają na oprocentowaniu (jest to z reguły kilkanaście złotych), lecz na kosztach pozaodsetkowych, czyli różnego typu opłatach administracyjnych, ubezpieczeniu itd. Obecnie limit tych kosztów wynosi 55 proc. wartości pożyczki w skali roku. Projekt ustawy antylichwiarskiej przyjęty tydzień temu przez rząd redukował próg do wysokości 45 proc. Na wczorajszym posiedzeniu rządu przyjęto jednak rewolucyjną reasumpcję (będącą w praktyce autopoprawką). Przewiduje ona, że limit będzie wynosił 20 proc.

Tym sposobem w ekstraordynaryjnym trybie rząd chce zlikwidować całą polską branżę pożyczkową, bo biznes pożyczkowy nie może przyjmować depozytów tak jak banki czy SKOK-i. Koszt pozyskania kapitału i koszty obsługi pożyczek są zaś na tyle wysokie, że osiągnięcie zysku z tej działalności będzie zwyczajnie niemożliwe. Obecnie na jednej pożyczce przedsiębiorca zarabia średnio 70 zł.

Polacy rocznie firmom pożyczkowym spłacają co najmniej 3 mld zł. A sam Vivus w 2017 r. miał ponad 95 mln zł zysku netto.