Od dziś część nauczycieli zamierza podjąć akcję protestacyjną, która polega na wykonywaniu wyłącznie obowiązków wynikających ze statutu szkoły i przepisów. Taka forma protestu, choć często wykorzystywana przez różne grupy zawodowe, nie jest jednak opisana w przepisach i mogą grozić za nią kary.

O strajku włoskim nauczyciele mówią od początku października. W czasie akcji protestacyjnej mają powstrzymać się od wszystkich dodatkowych zajęć, do których nie zmusza ich statut i Karta Nauczyciela. Chodzi przede wszystkim o wycieczki, zajęcia pozalekcyjne czy porządkowanie klas.

Latem zeszłego roku na tę formę protestu zdecydowali się policjanci, którzy deklarowali, że nie będą wystawiać mandatów, a jedynie pouczać. Zgłaszali też pisemne wątpliwości co do stanu technicznego pojazdów służbowych i odmawiali pracy wysłużonymi pojazdami.

W 2012 roku w ten sam sposób o swoje prawa walczyli celnicy, którzy zatrzymywali i dokładnie kontrolowali wszystkie samochody, przekraczające granice. Dwie godziny takiego protestu spowodowały gigantyczne kolejki przy przejściach granicznych.

Przede wszystkim tzw. strajk włoski to nazwa zwyczajowa. W polskich przepisach takiego określenia nie ma, a to, co prawo nazywa „strajkiem” polega na powstrzymaniu się od pracy.

W przypadku strajku włoskiego pracy się nie przerywa. Pracuje się za to wolniej i przesadnie skrupulatnie, co może sparaliżować firmę. Z tego powodu pracownika można oskarżyć o działanie na niekorzyść pracodawcy.