Pierwsze w tym roku spotkanie autorskie przybyło mnóstwo Gości, dawno nie zaobserwowaliśmy tak dużej frekwencji zainteresowanych i wielbicieli Autora. Goście przyjechali z całego powiatu i wszyscy zaopatrzyliście w pierwszą wydaną książkę ojca Augustyna Lewandowskiego, kupowana była dla siebie i przyjaciół, rodziny i jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem spotkania ustawiła się kolejka po autografy. Biblioteka dostała jeden egzemplarz w prezencie – można ją wypożyczyć w Dziwnowie – serdecznie zapraszamy.
Muszę wspomnieć, że Spotkanie to zawdzięczamy życzliwości i sympatii Pani Iwonki Szulc, która z racji przyjaźni rodziny z ojcem Augustynem zaproponowała nam taką gratkę właśnie – za co serdecznie dziękujemy.
Bohater naszego Spotkania urodził się i wychował w Kamieniu Pomorskim, zadał pytanie obecnym czy wiedzą z czego słynie Kamień Pomorski? Padały rożne odpowiedzi – z Katedry, z Głazu Królewskiego, otóż wszystkie były błędne. Właściwa odpowiedź to, to że z Kamienia Pomorskiego pochodzą najprzystojniejsi Księża. I tym świetnym i wesołym stwierdzeniem już wszyscy byliśmy kupieni przez Ojca Augustyna, poczuliśmy, że będzie na wesoło i interesująco.
Ojciec kocha Dziwnowską plaże na której pokonał niezliczone ilości kilometrów, Dziwnów uważa za swój, ma tu wiele przyjaciół i choć w bibliotece jest pierwszy raz to już czuje że coś nas łączy i zapewne po swoich kolejnych podróżach do nas zawita. Skąd się wzięła ta książka? Otóż 20 grudnia ubiegłego roku minęło 25 lat po święceniu o. Augustyna, był święcony w Berlinie (wszystko jest opisane w książce), nie jest to grzech – ale nie ma się czym chwalić stwierdził nasz Gość, najważniejsze, że nie w Moskwie – padło żartobliwie z Sali. Zwłaszcza oceniając ją w obecnej sytuacji.
Ojciec Augustyn ma dość charakterystyczny habit biały z kapturem i z oryginalnym krzyżem o dwóch równych skrzyżowanych ramionach poziome chabrowe i pionowe czerwone. Gdy znajdzie się pomiędzy duchownymi to przyglądają mu się z zainteresowaniem i pytają: …„ a ojciec skąd jest z Dubaju?” – nie, „z Malborka?” – nie też nie, z Kamienia w końcu pada odpowiedź.
Dzień wcześniej przed naszym spotkaniem – 8 stycznia o. Augustyn odwiedził w Szczecinie kościół Matki Boskiej Ostrobramskiej, gdzie 17 lat temu głosił rekolekcje, gdzie pojechał też z kazaniami. Plebania jest tam jakieś 200 – 300 m od kościoła i trzeba iść piechotą, i szły dwie dziewczynki. Ojciec pokonywał tę drogę a miał na sobie jeszcze czarną ciepłą pelerynę – w końcu jest zima. Dziewczynki idą patrzą i patrzą i jedna mówi „niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” – na co druga szarpiąc pelerynę odpowiada „co ty mówisz – to lekarz”. Sala prawie popłakała się ze śmiechu po tych wszystkich skojarzeniach związanych z habitem: Dubaj, Malbork, lekarz.
Różne były historie z nim związane, ojciec Augustyn do Zakonu wstąpił w Wiedniu, tam był Dom Prowincjalny i Nowicjat – jest to okres rok czasu przygotowań do wstąpienia do Zakonu. Na czym to polega? – „wolicie nie widzieć” zażartował Autor. Dużo modlitw – nudno jest, wszystkiego się trzeba uczyć i po tym Nowicjacie pojechali bo było ich trzech – do Wiednia kontynuować studia teologiczne.
W wielki czwartek, w wielki tygodniu – jest taka msza – bo to jest dzień kapłański, gdzie msza christma – kiedy zbierają się wszyscy księża, z okolicy z diecezji, archidiecezji, w Szczecinie jest to raz do roku wtedy się święci olej. Olej używa się do namaszczania chorych, do chrzczenia dzieci – i tu padło pytanie „wiecie państwo co jest potrzebne do chrzczenia dzieci: dziecko, chrzestni, rodzice, woda, świeca i ksiądz by się przydał. Tu nie ma się co uśmiechać – w razie W każdy może święcić, to się nazywa chrzest wody, na wypadek śmierci czy zagrożeń – np. w szpitalach w czasie wojny – kiedyś, wiele dzieci było chrzczone przez pielęgniarki. Wyraz siostra do pielęgniarek nie był więc przypadkowy.
Ale wróćmy do wielkiego czwartku – kiedy w trzech – jeszcze jako studenci jechali do katedry w Wiedniu w metrze w tych swoich habitach – nagle usłyszeli jak wszyscy wokół dyskutowali „ ty kręcą reklamę coca-coli w metrze”. Różne skojarzenia były z tym nietypowym krzyżem na szatach duchownego. A dlatego tak to jest, wyjaśnił o. Augustyn – jego Zakon powstał ponad 800 lat temu w 1193 we Francji, jego charyzmą, sensem który nadaje istnienie. W tym czasie Papieżem był Innocenty III, jeden z najbardziej wybitnych papieży zatwierdzał ten Zakon , a jego charyzma był „wykup chrześcijańskich niewolników”. Od 1236 istnieje żeński zakon – trynitarianki (klauzurowe). Trynitarze noszą habit w kolorze białym, przepasany skórzanym czarnym paskiem, na habicie biały szkaplerz z czerwono-niebieskim krzyżem oraz biały kaptur. Płaszcz ciemnobrązowy lub czarny.
Znaczenie kolorów białego szkaplerza trynitarskiego: biel, początek wszystkich barw, oznacza Boga Ojca, niebieska pozioma belka krzyża symbolizuje zbawczy charakter Syna Bożego, a czerwona pionowa belka żarliwość Ducha Świętego.
Obecnie Zakon Trynitarzy na świecie składa się z siedmiu prowincji, trzech wikariatów oraz dwóch delegatur. Ojcowie Trynitarze są obecni w następujących krajach: Włochy, Hiszpania, Francja, Niemcy, Austria, USA, Kanada, Meksyk, Gwatemala, Portoryko, Kolumbia, Brazylia, Peru, Boliwia, Chile, Argentyna, Indie, Madagaskar, Polska oraz Kongo. To były czasy wypraw krzyżowych, było w tym czasie więcej Zakonów krzyżowych – Templariusze, Zakon Niemiecki Najświętszej Marii Panny (Krzyżacy którzy byli na naszych obecnych terenach), Kawalerowie Maltańscy, Joannici, Trinitarze i Wersetaże.
A skąd się wzięła książka?
Ojciec Augustyn głosił kazania w różnych Parafiach przez wiele lat, często ludzie się pytali dlaczego tego nie opisze, nigdy o tym nie myślał – gadane to miał zawsze i chyba ma jeszcze jak stwierdził na spotkaniu sam Autor.
Wszak wszyscy słuchają z wielkim zainteresowaniem, albo udają ;), i jakieś dwa trzy lata temu zaczął myśleć o napisaniu książki, a dlaczego nie? No i zaczął pisać bardziej dla siebie niż dla innych, no nie pomyślał, ze ktoś to jednak będzie chciał czytać. I zaczął publikować na Fejsie, no i zauważył że podoba się. Chciał tez pokazać – że kościół to nie jest tylko takie smutne i nudne, jak się wydaje, a jest zupełnie inaczej. Historie są raczej śmieszniejsze niż smutniejsze, spójrzmy na tytuły rozdziałów książki „Smakując życie”:
Pozwolę sobie nadmienić, że mój piętnastoletni syn wziął książkę w domu do ręki – spojrzał na tytuły rozdziałów i stwierdził mama – ale jaja widziałaś to będzie dobre, trzeba przeczytać – a czyta i owszem tylko komiksy. I to właśnie on mnie zainspirował, żeby zwrócić Państwa uwagę na rozdziały – a chcecie wiedzieć więcej – zapraszamy do lektury – jest dostępna w bibliotece głównej, postaramy się aby była też w filiach.
Ojciec Augustyn był rok temu na Mierzynie i tam przyjechali Ojcowie Redemptoryści – głosić kazania i sprzedawać książki. ( Co to są redemptoryści?
Głównym charyzmatem redemptorystów jest podążanie za przykładem Jezusa Chrystusa w ramach życia apostolskiego, które łączy równocześnie głębokie oddanie się Bogu oraz głoszenie Ewangelii, szczególnie ubogim oraz najbardziej opuszczonym).
Odprawiali razem z o. Augustynem mszę św. Jeden z ojców miał sześć – siedem kazań i utknął na jednym – już nie mógł mówić i powiedział do o. Augustyna weź ty teraz powiedz, no i powiedział tak jak powiedział. Ojciec Redemptorysta posłuchał a jak się okazało to był dyrektor wydawnictwa Homo Dei z Krakowa, po tym jak ojciec Augustyn zakończył zapytał; „Czemu ty tego nie zapiszesz?” O. Augustyn odpowiedział „ ja już mam dawno napisane”, „no to mi wyślij” odpowiedział – na to nasz autor „tylko wiesz ja to mam bardzo niechlujnie napisane – wszystko subiektywne z mojego punktu widzenia, ale tez oparte na prawdzie”. No i wysłał piętnaście – szesnaście opowiadań w mailu tak jak pisał na FB, pewnie coś się powtarzało, ale autor mówi, że już nie mógł czytać jeszcze raz tego co napisał już był chory jak to znowu widział, bał się, że już nie będzie mu się podobało, chociaż jak wziął już gotową książkę do ręki to sam nieźle się uśmiał. Książka odleżała w redakcji parę miesięcy Augustyn spotkał tego niczego nie spodziewającego dyrektora w Castel Gandolfo – i zapytał jak tam moja książka? I otrzymał odpowiedź tak, tak właśnie składamy, chyba się wystraszył że się zgubiła – ale natychmiast wzięli się do pracy i została wydana. Każdy rozdział to inna kompletna historia, na Sali obecna była pani Basia – nauczycielka języka polskiego O. Augustyna i ten przysięgał, że naprawdę błędów ortograficznych było bardzo mało i może być z niego dumna bo to jej zasługa, że tak dobrze go nauczyła.
Autorowi „Smakując życia” bardzo się spieszyło bo jego mama 25 października kończyła 80 lat, więc chciał prezent dla mamy – dostał jedną, no i starczyło – udało się choć z poślizgiem trzy dniowym. Trochę ojca zdziwiło to, że wydawnictwo zazwyczaj wydaje poważne książki – ale jego też, z czego się bardzo cieszy.
Ma jeszcze trochę materiału, z podróży poświecie i historii, które w podróżach się wydarzyły, no może w przyszłości dozbiera i wyda kolejna książkę – cala sala potwierdziła z entuzjazmem, że taką mamy nadzieję. Bo opowieściami i stylem jesteśmy już kupieni, zresztą w trakcie spotkania wszyscy zerkaliśmy na strony książki trzymając ja w rękach – każdy nabył dla siebie a często tez dla kogoś – i tylko śledząc uśmiechaliśmy się „pod wąsem”.
Pisanie książki było bardzo przyjemne, bo wszystkie te „samobójcze z życia wzięte sytuacje” autor sobie przypominał i spisywał – taki powrót do przeszłości i co chwile coś mu się przypominało w trakcie pisania jednego zdarzenia, że mamy się nie zdziwić, że każde opowiadanie ma pięć wątków – ale w końcu nie jest pisarzem.
Jeden z gości spotkania stwierdził, że ksiądz proboszcz w niedzielę bardzo chwalił książkę i mówił, ze nie mógł się od niej oderwać – autor z uśmiechem odpowiedział – „no bo zapłaciłem mu”. Poczucie humoru i szybka riposta są nie do podrobienia i niech żałuje ten kto na spotkanie nie dotarł, bo nie wyobraża o czym mówię choć staram się bardzo wiernie je zrelacjonować, sala była pełniutka- no znalazły by się jakieś dostawki, warto było uczestniczyć nawet na stojąco. Co to był za wieczór.
Jedna z uczestniczek spotkania, powiedział, ze udało jej się otrzymać książkę przed spotkaniem w prezencie, czytając nie mogła się oderwać ( o czym napisała pod postem o spotkaniu w bibliotece), czytała z wielkim zainteresowaniem i serdecznym uśmiechem. Autor na swojej drodze spotykał wiele smutnych twarzy i pomyślał że koniecznie trzeba pokazać, ze to całe chrześcijaństwo i kościół wcale nie są takie smutne, historie, którymi z nami się dzieli są i ciekawe i wesołe. No oczywiście smutne też były, ale generalnie było dużo na plus.
Na spotkaniach nie daje kazań – mówi, opowiada swoje historie – daje świadectwo, jest, zawsze był czas nie pouczać, bo ludzie życie znają czasem lepiej niż ojciec Augustyn, no na pewno inaczej. Mówił – „przecież ja nie mam dzieci ( i tu żartem „z tego co wiem” a my o mało co nie pospadaliśmy z krzeseł – z Sali padło, że jeszcze żadne się nie zgłosiło, ale teraz jak się dowiedzą, że lecą pieniążki z napisanej książki?, no tak odparł niby zasmucony autor – to się zacznie” , tylko muszę sobie przypomnieć gdzie ja jeździłem ;) no to jakie ja mam problemy, no może z szefostwem – ale nie chyba nie.
Rozmawialiśmy o duszpasterstwie księdza – bardzo dobrze wspomina swoja pracę w Libii od 2009 do 2011 roku, choć był to tam czas wojny, wtedy prawie połowa Libijczyków rozumiała polski, oni tu studiowali, nasi inżynierowie i ich rodziny przebywali w Libii w związku z pracą, Polska była związana z Libia szeroko zakrojoną współpracą. W apogeum współpracy w Libii przebywało na raz 25 tysięcy Polaków jak usłyszał od wiarygodnych znajomych. W Libii były dwa kościoły, jeden w Trypolisie, drugi w Bengazi, Chrześcijanie odprawiali msze w piątki, soboty i niedziele a muzułmanie mają dzień wolny świąteczny w piątek. Msze chrześcijańskie były odprawiane w 10 – 11 językach; wspólnota o. Augustyna w języku polskim, inne w języku niemieckim, hiszpańskim, francuskim, włoskim, w języku malajan – hinduski używany na południu Chin i południu Indii, galo – filipiński, wietnamski, koreański i pewnie jakiś język został pominięty w wyliczance.
Skąd tyle nacji w Libii, otóż jak wyjaśnił nasz Bohater spotkania – były to trzy wielkie grupy ludzi – ci wszyscy co pracowali w biznesie – pracownicy firm, korporacji, dyplomaci, pracownicy konsulatów i ci co pracowali na campusach np. Wietnamczycy, Chińczycy, Hindusi i inni pracownicy fizyczni oraz ogromna grupa uchodźców z Sudanu, Erytrei, Nigerii, Nigeru- najliczniejsza grupa .
Kadafi miał ambicję zbudować drugi Dubaj wiec ogromne pieniądze na budownictwo, drogi oprócz tego rafinerie, przemysł związany z ropą naftową, gazem. Za rządów Kadafiego w Libii panował niesamowity porządek, pracownicy którzy mieli fach w ręku afrykańscy pracownicy: elektrycy, mechanicy, budowlańcy byli doceniani i zarabiali po 700 dolarów amerykańskich. Oni byli zadowoleni i nie mieli potrzeby jechać za praca do Europy, wszystko czego potrzebowali mieli na miejscu. Tylko margines był wypychany z kraju, gdyby nie pojechali pewnie siedzieli by w więzieniu.
Wielkie firmy bardzo chętnie pomagały zakonnikom w podróżach, kupowali np. bilety co niesamowicie ułatwiało prace misjonarską, potrzebne było np. mleko w proszku lub leki lub środki czystości dla biednych matek, rodzin i ta pomoc firm była bezcenna – praca zakonników w tym czasie była łatwa i owocna, niesienie pomocy potrzebującym nie sprawiało żadnych problemów. Nie musieli żebrać, poprosili i było pozytywnie załatwiane.
I w tym momencie pozwolę sobie zakończyć pierwszą część relacji ze znakomitego Spotkania, próbowałam to zrobić krócej, ale szkoda by było pominąć tyle cennych informacji. Nie chciałabym aby to wszystko nam umknęło bo jak sami Państwo zobaczycie, przeżywamy fajne emocje biorąc udział w wydarzeniu, ale nie wszystko pozostaje nam w pamięci. Obiecuję w przyszłym tygodniu podać kolejna porcję.
Alina C.S.
1 komentarzy
Małgorzata mówi:
mar 14, 2023
o godzinie 10:39
Proszę o powtórkę w Kamieniu! I wcześniejszą informację o spotkaniu.