Sąd Rejonowy w Kamieniu Pomorskim umarza postępowanie w związku z tematem tzw. wiaty w Jarszewie. – Mając na względzie całość, że kwota jest niewielka, pieniądze zwrócono, a podejrzani nie byli nigdy karani, że dobrze pracowali to spowodowało, że Sąd uznał, że nie może być skazania gdyż ludzie zebrali się, żeby zrobić coś dla wspólnego dobra – argumentowała SSR Mirosława Nederlof.

„Semantyka” problemem

Nie doszło ani do przekroczenia uprawnień, ani do szkody. Nie ma wątpliwości, że kwota została w całości zwrócona pomimo, iż środki zostały wykorzystane zgodnie z przeznaczeniem. Nikt bowiem nie kwestionuje zasadności wydatkowania pieniędzy – mam tu na myśli Urząd Marszałkowski. Umowa w paragrafie 2 umowy pomiędzy Gminą a Urzędem Marszałkowskim jest jasno wskazane, iż środki muszą być wydatkowane w terminie zgodnie z projektem na pokrycie faktur. To był czyn społeczny, to nie był biznesplan, potężna inwestycja. Marszałek przy rozwiązaniu umowy nie skorzystał z paragrafu mówiącego, że środki wydatkowano niezgodnie z przeznaczeniem. Oczywiście, że ta wiata musiała powstać ale te dziesięć tysięcy złotych nie wystarczyło na wykonanie i zakończenie tego całego zadania pomimo ogromnego wkładu mieszkańców Jarszewa – wskazywał w mowie końcowej adwokat Marcin Kowalski.

Urzędnicy Urzędu Marszałkowskiego zeznawali, że wszystko rozpoczęło się po donosie skierowanym do Urzędu Marszałkowskiego. Jak mówił w trakcie zeznań jego autor, „jako mieszkaniec Jarszewa poczuł się oszukany zapisami otrzymanego sprawozdania przez co zawiadomił prokuraturę”. Zlecono kontrole, a na miejscu zastano wszelkie materiały budowlane, jednak realizacja samej wiaty miała rozpocząć się w późniejszym terminie ze względu na stan zdrowia głównego wykonawcy. Całość środków – czyli ponad 10 tys. złotych oddano do instytucji finansującej.  Burmistrz odsetki zapłacił z własnej kieszeni.

Byłem społecznikiem, miałem więcej czasu, konsultowaliśmy nasadzenia czy inne tematy. Nie chcę tu zaznaczyć żadnej konkretnej roli która odegrałem. W czasie prac pogłębiła się moja zakrzepica, która miałem już w jednej nodze. Wszystko to sprawiło że wylądowałem w szpitalu. Cała wioska zaangażowała się w budowę tej wiaty. Robiliśmy wszystko w czynie społecznym. Nigdy nie pobierałem za to żadnych pieniędzy zeznawał Michał Moskiewicz, który był odpowiedzialny za koordynowanie całego zadania. 

Ostatecznie choć bez środków z grantu, to projekt inicjatywa, aktywność i rekreacja powstał. Pokryta strzechą wiata została wykonana ze środków własnych mieszkańców. Nie byłoby to możliwe, również bez zaangażowania sponsorów – Waldemara Panka czy Alfreda Smolczyńskiego, który za symboliczną złotówkę dostarczył niezbędny surowiec i wykonał dach za symboliczną złotówkę.

To nie była pierwsza moja praca społeczna. Kiedy ktoś nas poprosi to staramy się pomóc szczególnie w tak cennej inicjatywie, która ma scalać społeczność. Pani Sołtys mówiła, że będzie inicjatywa wspólnotowego miejsca. Nie podpisałem żadnej umowy. Do projektu dołączyłem w grudniu z własnej inicjatywy, Mieszkańcy bardzo mi podziękowali. Pokrycia dachowego nie mogłem wykonać we wcześniejszym terminie ze względu na pogodę. Trzcina którą podarowałem mogła być warta od 6 do 8 tys. złotych plus druga połowa robocizna – wskazywał Alfred Smolczyński.

Prokurator, który przekonywał, że celem działania oskarżonych było osiągnięcie korzyści majątkowej dla Gminy Kamień Pomorski wnioskował o karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu oraz grzywnę.

Sąd umarza postępowanie

Jak tłumaczyła w uzasadnieniu sprawy Sędzia Mirosława Nederlof, Sąd przyjął takie samo stanowisko jak obrońcy oskarżonych mówiące o tym, iż umowa zawarta pomiędzy Gminą, a Urzędem Marszałkowskim nie mówiła jednoznacznie o budowie wiaty, a zakupie materiałów potrzebnych do wykonania wiaty.

Cała kwestia dotyczyła tylko materiału, nawet nie robocizny. Ze sprawozdania wynikało, iż jeśli jakąś kwotę by się wydatkowało po terminie to ona powinna być zwrócona. Po 31 października wydatkowano 7.999 złotych. Również z umowy wynikało, iż w przypadku napotkania trudności, można było zawrzeć aneks lub porozumieć się do końca grudnia. Tego nie zrobiono. Problemem jest opis zawarty w sprawozdaniu, który wskazywał, że wiata stoi, że wiata jest, że ludzie pracowali. Pod tym podpisują się konkretne osoby. Mając na względzie całość okoliczności, to że kwota jest niewielka, że pieniądze zwrócono w wyższej kwocie, że pracownicy nie byli nigdy karani, ważna jest także postawa oskarżonych, to wszystko spowodowało, że Sąd uznał, że nie może być skazania, gdyż społeczna szkodliwość czynu jest znikoma. Chodziło przecież o to, żeby była ta wiata, ludzie się zebrali i zrobili coś dla wspólnego dobra. Te działanie wypełnia znamiona, ale w sytuacji kiedy mówimy o całokształcie, znikomej szkodliwości czynu Sąd zdecydował się umorzyć postępowanie – mówiła Sędzia Mirosława Nederlof.

Urzędnicy po ogłoszeniu wyroku nie kryli radości z decyzji Sądu. Komentarz do wyroku zamieścił na swoim Facebookowym profilu Burmistrz Stanisław Kuryłło.

—————————————————————————————————-