Pewnego czerwcowego Lilianna dnia wraca do miejsca, które wypełnione jest radosnymi, ale i mrocznymi wspomnieniami z przeszłości. Kiedyś ona i jej dwie przyjaciółki obiecały sobie, że dziesięć lat później ponownie spotkają się na wyspie, która w młodości była ich domem. Dawne miejsca witają kobiety nowymi obietnicami. W pięknym nadmorskim Dziwnowie spotykają starych przyjaciół, udaje im się także zawrzeć nowe, interesujące znajomości. Wspólnie z przystojnym policjantem i intrygującym synem prokuratora wędrują dawnymi ścieżkami, szukają rozwiązania starych, zapomnianych tajemnic. Ale przede wszystkim muszą odnaleźć prawdę o sobie. Czy i tym razem powrót okaże się nowym początkiem, szansą na miłość i obietnicą spełnienia dawnych marzeń?
Lilianna miała nadzieję, że tutaj, w Dziwnowie, uda się jej zajrzeć w głąb siebie, że pozwoli sobie na wnikliwą analizę przeszłości, która podsunie jej odpowiedzi i receptę na radość, którą straciła. Ściągnęła klapki i zanurzyła stopy w ciepłym i sypkim piasku, delektując się jego dotykiem. Słońce oślepiało na błękitnym niebie, choć chmury gęstymi kłębami co chwilę skrywały jego żar. Uśmiechała się naturalnie, co rzadko się jej zdarzało. Morze biło chłodem, więc trzymała się z dala od fal, stąpając po piasku. Wypatrywała dobrze znanego punktu. Miejsca, które kiedyś rozbudzało jej wyobraźnię. Dom na wydmie kojarzył się jej z bezpieczeństwem, którego nie zaznała, z rodziną, której nie mogła kochać, i spotkaniami, których nie doświadczyła. Wierzyła, że to szczęśliwe gniazdo, że mieszkająca tam rodzina była głośna, wesoła i liczna. Przeciwieństwo jej chłodnej, małej, odseparowanej. W końcu go wypatrzyła i tym energiczniej ruszyła w tamtą stronę. Była ciekawa, czy dobrze go pamiętała. Z niebieską dachówką, z białymi murami i dużymi oknami do ziemi. Z łatwością mogła narysować jego kształt. Nie był nowoczesny, lecz tradycyjny, wręcz zwykły, i to najbardziej jej odpowiadało. Wydawał się cudowną ostoją, stałością w świecie niepewności. Wspięła się na wydmę, żeby zobaczyć go z bliska. Kępy zieleni i krzaki oddzielały dom od plaży, tak samo jak niewysokie, drewniane ogrodzenie. Podeszła bliżej. W domu odbywała się jakaś uroczystość. Kilka okrągłych stołów było zastawionych półmiskami wypełnionymi jedzeniem. Chciała odejść, ale coś trzymało ją w miejscu, więc stała i przyglądała się jak zahipnotyzowana. Dom zmienił się, zestarzał i podupadł. Nie pamiętała, żeby farba odchodziła od drewnianych okiennic ani szarości ścian z naleciałościami zieleni, które kiedyś bielą odbijały promienie słoneczne, wręcz oślepiając. Gdy na taras wyszli ludzie, zaskoczona zrobiła krok w tył. Ich stroje przyciągały uwagę. Żadnych wesołych kolorów, tylko czerń, która współgrała z powagą i smutkiem na twarzach. Zmienił się nie tylko dom, ale i jego atmosfera. Po chwili na tarasie pojawił się mężczyzna, jego twarz była znajoma. Miał ciemne falujące włosy. Był wysoki i postawny, czym zwracał uwagę. Ubrany w czerń tak jak inni. Witał się z lekkim uśmiechem, zamieniał z każdym kilka słów i poklepywał po ramieniu, jakby pocieszając. Lubiła obserwować rodzinne spotkania, tak wiele można było wyczytać z gestów, więcej niż ze słów, choć to mężczyzna na dłużej przyciągnął jej wzrok. Chłonęła emocje, jakie roztaczał. Każdy uśmiechał się na jego widok i zapraszał do stołu. Znała takich ludzi. Pozytywnych, z którymi wszyscy chcieli przebywać, choćby zamienić kilka zdań. Nim się spostrzegła on też ją dojrzał. Spotkały się ich oczy i wtedy go rozpoznała. To on jej pomógł. Wymienił koło, które nagle odmówiło współpracy. Nie mogła uciec, było za późno, zmierzał prosto do niej.– Dzień dobry – rzucił z uśmiechem. – Niespłacony dług nie dał ci spokoju i postanowiłaś mnie odnaleźć?– Przepraszam, spacerowałam i jakoś tutaj mnie zaniosło. – Zrobiło jej się żal samej siebie. Została przyłapana na podglądaniu, w dodatku dukała, jak uczennica schwytana na paleniu papierosów na terenie szkoły. Zaskoczona nie potrafiła zachować profesjonalnego tonu, jakim zazwyczaj się posługiwała.– Czyli to przeznaczenie?– Przypadek. Pójdę już, miłego dnia.– A kawa i uśmiech? – Podszedł do furtki i ją otworzył, tym samym znajdując się bliżej dziewczyny.– Może innym razem, nie chciałabym… przeszkadzać. – Popatrzyła wymownie na zebranych gości.– Tak, to nie najlepszy moment na pierwszą randkę.– Nie zgodziłam się na randkę, prawdę mówiąc, nie zgodziłam się nawet na kawę.– To jak chcesz spłacić dług?– Gotówką.– Mówiłem, że nie przyjmuję pieniędzy. – Popatrzył jej w oczy, teraz w blasku dnia z łatwością mógł ocenić wygląd kobiety.
Drobna twarz z małym noskiem i niewielkimi ustami, duże brązowe oczy, które w promieniach słońca nabrały ciepłego miodowego blasku. Krótkie jasne włosy rozwiane przez wiatr dodające rysom łagodności i dziewczęcości, mimo że strój wciąż był oficjalny.– Ta rozmowa raczej nie jest na miejscu w takich okolicznościach – oświadczyła zadowolona, że wróciła do wyćwiczonego stylu i dystansu.– Z tym muszę się zgodzić, tym bardziej że będę musiał tam wrócić. – Lekko się uśmiechał, choć jego zielone oczy wyrażały smutek. Zebrani goście zajmowali miejsca przy stołach, inni wciąż dochodzili.– Wystarczy, że pan przyszedł. Jest sporo osób. W tłumie raczej nikt nie zauważy pana zniknięcia.– Natan – przypomniał. – Musimy spotkać się na kawie, byś zapamiętała moje imię, Lilianno. I niestety zauważą wszyscy.– Ktoś bardzo bliski? – Powinna odejść, ale była ciekawa, kto odszedł. Kto opuścił dom, który kiedyś rozbudził jej pragnienie o własnym.– Ojciec.– Bardzo współczuję, to duża strata.– Była, wiele lat temu, teraz to formalność – wyznał z brutalną szczerością.– Faktycznie nie możesz uciec. – Była zaszokowana, że to jego dom i zdumiona tymi słowami, lecz czy miała prawo oceniać, w jej rodzinie było podobnie. Była ostatnią, która mogła kogokolwiek krytykować.– Skoro sam jestem organizatorem, byłoby to dziwne.
– Nie będę więc przeszkadzać, miłego… Wszystkiego dobrego – poprawiła się speszona.– Dziękuję i do zobaczenia, Lilianno. – Natan jeszcze chwilę obserwował jej kobiecą sylwetkę, po czym przywdziewając uśmiech, wrócił na stypę, żeby pożegnać ojca.