Trzydzieści dwa metry i czterdzieści centymetrów. Tyle wynosi długość błękitnej wstęgi, którą po dwóch dniach od zacumowania w Marinie Kamień Pomorski zwinąłem z pokładu Sputnika III i schowałem do sterówki. To, co wygląda na zwykły pas połyskliwego materiału jest moim największym żeglarskim trofeum, które dla kogoś, kto nie śledził naszych przygód jest co najwyżej zapisem logu, reprezentującym ilość mil przepłyniętych przez nas w trakcie czteroletniej wyprawy. Każdy milimetr długości wstęgi odpowiada jednej mili morskiej naszej wokółziemskiej pętli. Dla załogi jachtu i sympatyków wyprawy, każdy z tych milimetrów oznacza jednak konkretne przygody i związane z nimi emocje.
Trzydzieści dwa tysiące czterysta mil morskich zapętlonych gdzieś między tymi wszystkimi dniami, tygodniami, miesiącami i latami spędzonymi w królestwie Posejdona to ładunek, którego cena przekracza wartość najdroższego towaru, jaki mógłbym zapakować na jacht o wyporności kilkunastu ton.
Widok powiewającej, błękitnej wstęgi wciągniętej na maszt tuż przed przybiciem to macierzystego portu był dla mnie tak wymowny, jak dla operatora w kinie czytelny jest widok kończącej się taśmy filmowej pędzącej na roli przed soczewką projektora. Na szpuli przewinęły się ostatnie klatki. Czas wyłączyć kinematograf, powoli rozświetlić salę i otworzyć przed publicznością drzwi prowadzące wprost na zalane oślepiającym, czerwcowym słońcem podwórze na tyłach prowincjonalnego kina. Jeżeli film był niezły, wracający przez park widzowie będą o nim dyskutować w drodze do domu. Komentarze będą emocjonalne, a opinie o scenariuszu i bohaterach skrajne. Jednak jeżeli spektakl był marny, a reżyser i aktorzy nie dali z siebie wszystkiego, to rozmowa odbywająca się w cieniu dębów i buków szybko zejdzie w kierunku błahych plotek i codziennych spraw.
To już jest koniec. Tym ostatnim tekstem z serii pięćdziesięciu pięciu reportaży z rejsu „Sputnikiem dookoła Ziemi” żegnamy się z Państwem. Żeglowaliście z nami przez cztery lata i jeden miesiąc. Byliśmy razem na pokładach Sputnika II i Sputnika III, na nieznanych nam lądach dwudziestu czterech krajów świata i na trzech wielkich oceanach z przyległymi morzami.
Dzieliliśmy się z wami naszymi codziennymi odkryciami, zachwytami, troskami, niepowodzeniami i sukcesami. Razem poznawaliśmy wspaniałych ludzi mówiących przeróżnymi językami, wyznających wszelkie możliwe religie i reprezentujących zupełnie odmienne grupy etniczne. Prawie wszędzie gdzie dotarliśmy, spotkaliśmy się z bezinteresowną życzliwością. Nauczyliśmy się, że na całym świecie żyją tylko dwa rodzaje ludzi. Dobrzy i źli, przy czym tych pierwszych spotykaliśmy znacznie częściej.
Eksperymentowaliśmy. Byliśmy ciekawi, czy można być szczęśliwym, zdrowym i bezpiecznym prowadząc życie inne, niż to, do jakiego przywykła ogromna większość mieszkańców „cywilizowanego” świata. Przekonaliśmy się w ten sposób, że nasze ograniczenia istnieją tylko w ludzkich umysłach i że jest wiele dróg prowadzących do tych samych celów. Dowiedzieliśmy się, że to co wydaje się przeszkodą, może być pomostem, a na utartym szlaku najłatwiej jest stracić z oczu cel.
W maju 2014 roku w Marinie Kamień Pomorski zaczynaliśmy wyprawę we dwoje, z okazjonalną asystą przyjaciół. Po kilku miesiącach urodził się Bruno i od tego czasu zaczęła się nasza największa przygoda. Mimo narodzin bobasa nie przerwaliśmy rejsu. Zamiast tego uruchomiliśmy w sobie uśpioną od tysięcy lat koczowniczą zaradność, właściwą gatunkowi ludzkiemu od zarania dziejów.
Ważąc siły na zamiary wykonywaliśmy kolejne, coraz śmielsze kroki naprzód. Na bezpiecznych i swojskich wodach Morza Śródziemnego dopasowaliśmy się do nowej roli, po czym nabraliśmy odwagi na skok na Karaiby.
Tam, na francuskiej Martynice, wśród wielu nowych przyjaciół spędziliśmy cudowny rok poświęcony na pracę i zmianę jachtu na większy, bo apetyt na Pacyfik wcale nam nie zmalał, natomiast nasz synek rósł szybko i potrzebował coraz więcej przestrzeni.
Po przeprawie przez Kanał Panamski nie było już odwrotu. Niezawodny pasat niósł nas szybko na zachód. Kolejne magiczne archipelagi Polinezji zachwycały nas, hipnotyzowały i zostawały za rufą…
W tej najwspanialszej z krain pragnęliśmy pozostać jak najdłużej, ale skończyły się zamorskie terytoria Unii Europejskiej i tym samym możliwości podjęcia legalnej i dobrze płatnej pracy niezbędnej dla podreperowania budżetu.
Podczas postoju w Indonezji zorientowaliśmy się, że w naszym życiu za kilka miesięcy pojawi się drugie dziecko, co tylko potwierdziło konieczność pilnego powrotu przez Sri Lankę, Morze Czerwone i Egipt do Europy. Przeprawa przez zagrożone piractwem Morze Arabskie i Czerwone wymagała jednak wysłania Karoliny i Bruno do domu.
Na Sri Lance nastąpiła zmiana załogi i na niebezpieczne wody pożeglowałem w towarzystwie gotowego na wszystko, niezawodnego przyjaciela Leszka.
Pod koniec lutego bieżącego roku na greckiej wyspie Symi Sputnik III z kolejną załogą na pokładzie zamknął wokółziemską pętlę dobijając do kei, przy której w czerwcu 2015 roku cumował Sputnik II.
Tym samym pierwszy kamieński rejs dookoła świata stał się faktem. Teraz pozostało nam tylko bezpiecznie wrócić do Mariny Kamień Pomorski i zdążyć na narodziny córeczki, której płeć została już ustalona.
By zmieścić się w czasie, Sputnik III pożeglował na skróty rzekami i kanałami Francji, Luksemburga, Niemiec i Holandii na Morze Północne i Bałtyk, pokonując w ciągu miesiąca blisko 160 śluz na prawie dwóch tysiącach kilometrów śródlądowych szlaków.
Ostatni tydzień żeglugi do domu był szczególnie napięty. Przeciwne wschodnie wiatry nie przestawały wiać i istniało realne zagrożenie, że nie dotrzymam danego Karolinie słowa. W tym czasie na pokładzie jachtu zostałem tylko z moim tatą Mietkiem, który zaokrętował się jeszcze w Atenach.
Dzielona na dwóch intensywna nawigacja na najbardziej zatłoczonych kanałach i torach wodnych Europy mocno nas zmęczyła. Tym większą ulgę poczuliśmy, gdy pięćdziesiąt mil od celu uciążliwy wschodni wiatr wreszcie się skończył. Na sam koniec wyczerpującej gonitwy udało nam się nawet wygospodarować jeden dzień odpoczynku na otwartym kotwicowisku, znajdującym się nieopodal główek portu w Dziwnowie. Kilka godzin przed zakotwiczeniem na redzie, odezwało się nasze radio UKF.
– Sputnik III, Sputnik III, z tej strony Ulysses.
– Witam cię Mirku! Dobrze się w końcu usłyszeć! – Przywitałem Mirka Lewińskiego, którego wokółziemski rejs na Ulyssesie zakończył się kilka miesięcy po starcie Sputnika II w 2014 roku. Nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy, ale podczas naszej wyprawy wielokrotnie korzystałem ze wskazówek kolegi żeglarza. Co ciekawe, podczas swojego pobytu na Karaibach, Mirek zaprzyjaźnił się z Heniem, współwłaścicielem Sputnika III, który w owym czasie żeglował ze swoją rodziną w tamtym rejonie.
– Jestem kilka mil za wami. Cieszę, się że będę mógł powitać was w Polsce jako pierwszy.
– My również jesteśmy zaszczyceni! Jesteś od nas szybszy, więc do zobaczenia za około dwie godziny.
Chwilę później otrzymałem elektroniczną wiadomość od Henia: „Obserwuję was na Marine Traffic i widzę, że już anarchia na pokładzie! Motor pracuje i czym prędzej na kotwicowisko! A jeszcze to, że masz mojego kolesia z Karaibów za sąsiada do dowód na to, że świat jest naprawdę mały. Jedną kolejkę za armatora zamawiam! Czeka was zielona noc.”
Ulysses długo towarzyszył Sputnikowi III. Płynąc obok siebie wymienialiśmy porejsowe wrażenia. Gdy Mirek odpłynął do Dziwnowa, w główkach portu pojawiły się nawigacyjne światła mniejszego jachtu.
– To Jacek ze Skagena z załogą! – Zawołałem. – Wygląda na to, że dzisiaj szybko nie zaśniemy.
Britta zacumowała do naszej rufy, a jej załoga dokonała sprawnego abordażu na opuszczonym przez nas pontonie.
Maraton żeglarskich powitań rozpoczął się.
Oficjalne zawiniecie Sputnika III do Mariny Kamień Pomorski zaplanowaliśmy na godzinę siedemnastą następnego dnia, więc mieliśmy jeszcze czas by względnie oczyścić jacht i przygotować galę z dwudziestu czterech banderek, które zebraliśmy we wszystkich odwiedzonych przez nas krajach.
Jeszcze przed przekroczeniem mostu w Dziwnowie zaczęły się wokół nas gromadzić jachty i motorówki, których załogi zgotowały nam prawdziwie królewskie powitanie.
Do macierzystego portu dopłynęliśmy w asyście kilkudziesięciu różnych jednostek. Był salut armatni oddany z lądu, wciągniecie na maszt błękitnej wstęgi, tłum przyjaciół i sympatyków zgromadzonych na kamieńskim molo oraz stęskniona, szczęśliwa rodzina, czekająca na przyjęcie cum i czułe uściski.
Gdy tylko postawiłem nogi na pomoście porwałem w objęcia synka przebierającego z radości nóżkami. Pół roku rozłąki z trzyipółletnim dzieckiem to przepaść. Obawiałem się trochę o uczucia syna w stosunku do mnie. Zupełnie niesłusznie!
– Zdążyłem! – Zwróciłem się do Karoliny na powitanie. – Pięknie wyglądasz! Wspaniale, że poczekałaś!
Do późnych godzin nocnych częstowaliśmy naszych gości ogromnym tortem, podarowanym nam przez kamieńską piekarnię Żelek, odbieraliśmy gratulacje i życzenia od setek znajomych i nieznajomych wspaniałych ludzi, których sympatia do nas była autentyczna i poruszająca.
Były pytania o przyszłość, o kolejne żeglarskie plany, o termin wydania książki z wyprawy, o samopoczucie, o stan finansów, o ciekawostki ze świata, o pierwsze wrażenia z Polski i wiele innych ważnych kwestii. Chętnie odpowiadaliśmy na wszystkie pytania, choć te dotyczące przyszłości wymagały największego wysiłku intelektualnego. Łatwo się domyśleć, że najbliższe miesiące będą w naszej rodzinie zdominowane narodzinami córki. To co wydarzy się później, jest jeszcze trudne do przewidzenia. Na pewno nie zrezygnujemy z żeglowania, bo bezwarunkowo pokochaliśmy ten sposób na życie, ale jest jeszcze za wcześnie, by mówić o kolejnych ambitnych planach.
Póki co staram się uświadomić sobie fakt, że udało nam się zrealizować nasze wielkie marzenie! Podniesiony poziom adrenaliny nie do końca pozwala mi to zrozumieć, ale fakty mówią same za siebie! Rejs „Sputnikiem dookoła Ziemi” zakończył się sukcesem!
Żegnając się z Państwem chciałbym jednak przypomnieć, że do powodzenia naszego trudnego przedsięwzięcia oprócz własnej ciężkiej pracy, silnej woli i determinacji potrzebne też było w różnym stopniu zaangażowanie wielu dobrych ludzi, którzy uwierzyli w nasz projekt i wsparli go, czy to całkiem bezinteresownie, czy to widząc w tym realną szansę na współudział w ewentualnym sukcesie wyprawy. Pomoc ze strony takich partnerów jak Marina Kamień Pomorski, Sail Service, Crewsaver, Eljacht, Henri Lloyd, Lyofood, Elena – Kolagenum, Exalo, Marszałek Województwa Zachodniopomorskiego, Jacht Klub Kamień Pomorski i Miesięcznik Żagle miała bardzo różny charakter. Ze strony jednych otrzymaliśmy wsparcie sprzętowe i materiałowe, kluczowe podczas przygotowań do rejsu, inni w miarę swoich możliwości wspomogli nas finansowo, umożliwiając na przykład wykupienie ubezpieczeń, tak ważnych podczas rodzinnej żeglugi w odległych krainach. Jeszcze inni, z Markiem Świderskim na czele pomagali nam w sprawnej komunikacji z Państwem.
Szczególne i kluczowe wsparcie otrzymaliśmy od rodziny, która przez cały czas stała za nami murem i gotowa była do wszelkich możliwych wyrzeczeń, niezbędnych do realizacji naszego szalonego planu. Świadomość tego, że ze strony najbliższych można liczyć zarówno na pozytywną, konstruktywną krytykę jak i realną pomoc w sytuacji kryzysowej dodaje skrzydeł!
Nieoceniona okazała się również postawa naszego wspólnika Henia Przychodzkiego, który posiadając połowę udziałów w Sputniku III praktycznie oddał nam cały jacht do wyłącznej dyspozycji.
Nie należy również zapominać o drobnych i bezinteresownych gestach bardzo wielu ludzi, z którymi w różnych zakątkach świata zetknął nas los podczas długiej podróży. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie ich wszystkich z osobna, ale bardzo serdecznie im dziękuję.
Słowa uznania należą się także dla dzielnych załogantów, którzy przewinęli się przez te wszystkie lata przez oba nasze jachty.
Sputnik III kończy nadawać. W tej chwili zmęczony długą drogą jacht odpoczywa przycumowany do przytulnej kei Mariny Kamień Pomorski i czeka na remont, który rozpocznie się wraz z końcem lata, a jego załoga oczekuje spokojnie na pojawienie się na świecie kolejnej dzielnej żeglarki.
Do zobaczenia na szerokich wodach i… do usłyszenia!
Over and Out.
Partnerem rejsu „Sputnikiem dookoła Ziemi” jest Marina Kamień Pomorski. Rejs wspierają: Rodzina, Heniu, Sail Service, Crewsaver, Eljacht, Henri Lloyd, Elena – Kolagenum, Lyofood, Marszałek Województwa Zachodniopomorskiego, Jacht Klub Kamień Pomorski i Miesięcznik Żagle.
Tekst: Mateusz Stodulski
Zdjęcia: Damian Grabarski, Marek Wilczek i Sputnik Team
Kamień Pomorski 4.06.2018 r.
2 komentarzy
Dociekliwy obserwator mówi:
cze 8, 2018
o godzinie 10:28
Szmat mil pokonano ,,SPUTNIKIEM” do dużo portów zawinął to fajnie, każdy mógł go podziwiać tego sputnika a nie każdy mógł zauważyć ja zauważyłem ,jak się sławi polską ortografię w świecie. Nazwa na burcie SPUTNNNNNNNNNNNNNNNNIK
Anonim mówi:
cze 8, 2018
o godzinie 20:56
twoja dociekliwość powala…ze śmiechu